poniedziałek, 25 maja 2015

O buncie i pogodzeniu





Wiatr, nie, nie tamten nadlatujący od oceanu albo zza góry kryjącej kolejny fiord, tylko ten żyjący
w zgodzie z Zatoką, poganiał fale. One wciąż zmieniały falbany w sukienkach. Podpływały do brzegu wygrzane majowym słońcem. Mówiły bez przerwy, przekrzykiwały wiatr, a on śmiał się z ich, niesionych od horyzontu, głębinowych plotek. Widoczność dała z siebie więcej niż tego dnia, gdy Mała Zatoka była skuta lodem wzdłuż całego brzegu. Pokazywała oznaczenia miejsc, gdzie znaleziono wraki, prom na skraju morza i nieba, świeżo odmalowane kutry rybaków. Łodzie, jak dwie siostry w jednym pokoju, albo barwne ptaki w obrazie przestrzeni, z brzegu wyglądały zaklęte. Lewa z niebieskim podbrzuszem i białą nadbudówką, prawa odpowiednio bordowa i biała, nie wdawały się w rozmowy z rozbrykanymi falami. Zastygły pięknie – niczym postawione ogony pawi. Pozwalały rybakom spokojnie łowić.
Nitka Półwyspu, ledwie widoczna, bo przejęła kolory z morza i chmur, dziś należała do wspólnoty widocznej dzięki dobremu oświetleniu kadru od brzegu do… przecież do miejsca, gdzie sięgało oko.
Klif na swym grzbiecie unosił sporo lataczy brzęczących modelami szybowców. Kiedyś szybowiec byłby dziełem latacza, miałby w sobie trud, miłość człowieka. Dziś przywożą wszystko wprost ze sklepu. Lata toto, ale duszy się w tym doszukać nie da.
Parę lat wstecz, w tej rybackiej wsi, był zjazd  weteranów, zdobywców wojennych. Do tego zlot wszystkich rodzajów mundurów i pojazdów, świadków zdarzeń niosących wtedy śmierć i wyzwolenie. Teraz znów w zdobytych lasach, na polnych drogach, w wiosce, na odsłanianej plaży i obrywającym się klifie zapomnienie nie próżnuje. Niedługo weterani przestaną być świadkami, bo, jak każdego, do swoich knowań wciągnie Ich śmierć.
Mechelinki, 22.07.2007
O tej, która robi z nas martwych, nie chce się nawet myśleć. Chwila w której trzeba się poddać i dopuścić do świadomości nieuniknione, rodzi się zawsze niespodziewanie. Tak jak każdy musi pozwolić zamknąć sobie oczy, tak musi też pogodzić się z tym, że przeżyje, zobaczy opuszczone na zawsze powieki kogoś, komu gdyby mógł, to naniósłby dni życia, jak drew do pieca na długie zimowe wieczory. Nie przyniesie, nie ułoży szczap ze zdrowia które bezpowrotnie rozstało się z człowiekiem.
Żywi… długo będą wyzwalać się z żalu, buntu, niepogodzenia…
Fale mają swoje sposoby na grzebanie w odmętach tych, którzy oddali ciało i duszę morzu. Zamykają wszystko w jantar tajemnicy i układają na dnie, zasypują i nigdy, nawet w wielkim sztormie, nie wyrzucają na brzeg. Może dlatego potrafią wciąż się przelewać, skrzyć, marznąć bez odmrożeń, grzać i nie mieć udarów; złościć na ludzi którzy nie pamiętają, że trzeba mieć pokorę wobec żywiołu i bezmyślnie toną.
Witaj.
Wiesz, kwiecień mocno poszarpał wszystko, co nie było w Niej mocne na tyle, żeby zwyciężyć kolejny sztorm. Zapadła się w głębię niechcianych zdarzeń, czasem wypływa na litościwej fali i zaraz znika w tej bezwzględnej. Czas musi znowu wziąć się do pracy i pomóc osiągnąć brzeg, z którego nie da się już wepchnąć do wody. To niemożliwe? Chociaż chwilę będzie się bronić.
Teraz pomyślała o kawie, przyniosła nam, a to dobrze wróży.




R., 01.05.2011

4 komentarze:

  1. "Fale mają swoje sposoby na grzebanie w odmętach tych, którzy oddali ciało i duszę morzu."

    I można odpłynąć w odmęty refleksji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można, JoAnn, ale zaraz trzeba wrócić i napić się kawy ;)
      Idę zaparzyć.

      Usuń
  2. Kawa... moja najlepsza była przy molu w Sopocie. Choć wokół ciżba ludzi, oczy chciwie wypatrywały znajomych twarzy, niesfornie zatrzymywały się na zgrabnych ciałach dziewcząt ale myśli przywodziły tamtą, z którą mogło? - nie mogło? być a przecież bodaj przez tych kilka chwil było...
    Tak, teraz coraz częściej myśli przynoszą tę wiadomość, że czas się kończy. I żeby chociaż nie bolało. To zwykła kolej rzeczy na tym świecie.
    A przecież pozostaną inni i jak w piosence: "...Już nie Twoje imię w mokrym piasku piszę..." - dopóki istnieje świat, jaki znamy - będą istnieć zakochani, szczęśliwi ludzie, radośnie przeżywający swoje najpiękniejsze chwile i oby im los oszczędził tych dramatycznie smutnych bądź nieszczęśliwych miłości.
    Morze, słońce, plaże, nadmorskie promenady, zapach smażonych ryb, muzyka i zabawa. Wieczorne spacery młodych i starszych pełne romantycznych uniesień, marzeń spełnionych i tych jeszcze nie ale z nadzieją na spełnienie.
    Wiatr od morza przywodzący tęsknotę za tym, co było, szczęście z tego, gdy mamy z kim trzymać się za rękę, podziwiać rozgwieżdżone niebo, dalekie światła statków zmierzających do sobie znanych portów.
    Pozdrawiam serdecznie,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż pokręciłam głową :) Przy najlepszej z kaw całkiem inne patrzenie było do zamyślenia. Nie ma co sięgać po zamierzchłe prawie...
      Wiesz, gdzieś w czeluściach mam wiersz z zakończeniem "bać się sposobu, w jaki przyjdzie". Tak to powiedziałam, ale przyznaję, nawet w myśli nie chcę pamiętać i Tobie też całym moim darem przekonywania radzę.
      Wiesz pewnie, że brzegi najmilsze są wtedy, gdy przy nich tylko czworo oczu. Wtedy są spolegliwe, pokazują odmiennie od pory, w której gwar, okrzyki, nieznośne silniki rwą spokój morza. Myślę, że podnóże gór czuje podobnie - za szacunek i pokorę daje nagrodę... według marzeń.
      Pozdrawiam, LE, niedługo kolejny zachód, a później dzień, który musi być przyjacielem.

      Usuń