Wiatr, nie, nie tamten nadlatujący od oceanu albo zza góry kryjącej
kolejny fiord, tylko ten żyjący
w zgodzie z Zatoką, poganiał fale. One wciąż zmieniały falbany w
sukienkach. Podpływały do brzegu wygrzane majowym słońcem. Mówiły bez przerwy,
przekrzykiwały wiatr, a on śmiał się z ich, niesionych od horyzontu,
głębinowych plotek. Widoczność dała z siebie więcej niż tego dnia, gdy Mała
Zatoka była skuta lodem wzdłuż całego brzegu. Pokazywała oznaczenia miejsc,
gdzie znaleziono wraki, prom na skraju morza i nieba, świeżo odmalowane kutry
rybaków. Łodzie, jak dwie siostry w jednym pokoju, albo barwne ptaki w obrazie
przestrzeni, z brzegu wyglądały zaklęte. Lewa z niebieskim podbrzuszem i białą
nadbudówką, prawa odpowiednio bordowa i biała, nie wdawały się w rozmowy z
rozbrykanymi falami. Zastygły pięknie – niczym postawione ogony pawi. Pozwalały
rybakom spokojnie łowić.
Nitka Półwyspu, ledwie widoczna, bo przejęła kolory z morza i chmur,
dziś należała do wspólnoty widocznej dzięki dobremu oświetleniu kadru od brzegu
do… przecież do miejsca, gdzie sięgało oko.
Klif na swym grzbiecie unosił sporo lataczy brzęczących modelami
szybowców. Kiedyś szybowiec byłby dziełem latacza, miałby w sobie trud, miłość
człowieka. Dziś przywożą wszystko wprost ze sklepu. Lata toto, ale duszy się w
tym doszukać nie da.
Parę lat wstecz, w tej rybackiej wsi, był zjazd weteranów, zdobywców wojennych. Do tego zlot
wszystkich rodzajów mundurów i pojazdów, świadków zdarzeń niosących wtedy
śmierć i wyzwolenie. Teraz znów w zdobytych lasach, na polnych drogach, w
wiosce, na odsłanianej plaży i obrywającym się klifie zapomnienie nie próżnuje.
Niedługo weterani przestaną być świadkami, bo, jak każdego, do swoich knowań
wciągnie Ich śmierć.
Mechelinki, 22.07.2007 |
Żywi… długo będą wyzwalać się z żalu, buntu, niepogodzenia…
Fale mają swoje sposoby na grzebanie w odmętach tych, którzy oddali
ciało i duszę morzu. Zamykają wszystko w jantar tajemnicy i układają na dnie, zasypują
i nigdy, nawet w wielkim sztormie, nie wyrzucają na brzeg. Może dlatego
potrafią wciąż się przelewać, skrzyć, marznąć bez odmrożeń, grzać i nie mieć
udarów; złościć na ludzi którzy nie pamiętają, że trzeba mieć pokorę wobec
żywiołu i bezmyślnie toną.
Witaj.
Wiesz, kwiecień mocno poszarpał wszystko, co nie było w Niej mocne na
tyle, żeby zwyciężyć kolejny sztorm. Zapadła się w głębię niechcianych zdarzeń,
czasem wypływa na litościwej fali i zaraz znika w tej bezwzględnej. Czas musi
znowu wziąć się do pracy i pomóc osiągnąć brzeg, z którego nie da się już
wepchnąć do wody. To niemożliwe? Chociaż chwilę będzie się bronić.
Teraz pomyślała o kawie, przyniosła nam, a to dobrze wróży.
R., 01.05.2011
"Fale mają swoje sposoby na grzebanie w odmętach tych, którzy oddali ciało i duszę morzu."
OdpowiedzUsuńI można odpłynąć w odmęty refleksji...
Można, JoAnn, ale zaraz trzeba wrócić i napić się kawy ;)
UsuńIdę zaparzyć.
Kawa... moja najlepsza była przy molu w Sopocie. Choć wokół ciżba ludzi, oczy chciwie wypatrywały znajomych twarzy, niesfornie zatrzymywały się na zgrabnych ciałach dziewcząt ale myśli przywodziły tamtą, z którą mogło? - nie mogło? być a przecież bodaj przez tych kilka chwil było...
OdpowiedzUsuńTak, teraz coraz częściej myśli przynoszą tę wiadomość, że czas się kończy. I żeby chociaż nie bolało. To zwykła kolej rzeczy na tym świecie.
A przecież pozostaną inni i jak w piosence: "...Już nie Twoje imię w mokrym piasku piszę..." - dopóki istnieje świat, jaki znamy - będą istnieć zakochani, szczęśliwi ludzie, radośnie przeżywający swoje najpiękniejsze chwile i oby im los oszczędził tych dramatycznie smutnych bądź nieszczęśliwych miłości.
Morze, słońce, plaże, nadmorskie promenady, zapach smażonych ryb, muzyka i zabawa. Wieczorne spacery młodych i starszych pełne romantycznych uniesień, marzeń spełnionych i tych jeszcze nie ale z nadzieją na spełnienie.
Wiatr od morza przywodzący tęsknotę za tym, co było, szczęście z tego, gdy mamy z kim trzymać się za rękę, podziwiać rozgwieżdżone niebo, dalekie światła statków zmierzających do sobie znanych portów.
Pozdrawiam serdecznie,
Aż pokręciłam głową :) Przy najlepszej z kaw całkiem inne patrzenie było do zamyślenia. Nie ma co sięgać po zamierzchłe prawie...
UsuńWiesz, gdzieś w czeluściach mam wiersz z zakończeniem "bać się sposobu, w jaki przyjdzie". Tak to powiedziałam, ale przyznaję, nawet w myśli nie chcę pamiętać i Tobie też całym moim darem przekonywania radzę.
Wiesz pewnie, że brzegi najmilsze są wtedy, gdy przy nich tylko czworo oczu. Wtedy są spolegliwe, pokazują odmiennie od pory, w której gwar, okrzyki, nieznośne silniki rwą spokój morza. Myślę, że podnóże gór czuje podobnie - za szacunek i pokorę daje nagrodę... według marzeń.
Pozdrawiam, LE, niedługo kolejny zachód, a później dzień, który musi być przyjacielem.