Ludzie miewają te
chwile, w których rozpełza się w nich tęsknota najtrudniejsza do
nazwania, określenia: czemu ma służyć. Ten czas rozważań wydaje
się niepłodny, wyzuty z sensu, prawie szkodliwy.
Witaj.
Wiesz, może w
końcu Ona wie jak, ale ja wciąż nie śmiem nazwać stanu, w
którym ktoś wyzna niespodziewanie – niechby coś po mnie zostało
i jeszcze, żeby w przychylnej pamięci.
Tęsknota za czym
więc... akceptacją choćby po śmierci?
Nawet wtedy
wspomnienie może zmienić przypadek, nastawienie przyszłości do
tego, co przedtem, nieprawdziwa opowieść innego pamiętającego.
Nie myśli się o
tym wszystkim do momentu, gdy współczuje się tym obok, bo
wytatuowano im raka, który już na zawsze odbiera głowie
dotychczasowe ustawienie przeżyć, wartości, nadziei, potrzeb,
marzeń śmiałych i tych pospolitych, o wciąganiu w zdrowe płuca
powietrza z poranków najbliższej wiosny, a nasze ciało jest wciąż
gładkie, czyste od naznaczeń.
Takie słowa
usłyszała bez przygotowania, nagle, nie wiadomo dlaczego i Ona:
bądź silna, dasz radę, będzie dobrze... Najszczersze chęci
życzliwych, Jej nieprzydatne.
Pierwsze zderzenie
z tłumem słabych, lecz walczących o pierwszeństwo pomocy uczy, że
lekko to już było, a teraz... trzeba nauczyć się chodzić od
nowa. Rzeczywistość zabija przyszłość. Szybko przylgnęła do
dziś, bo jutro może być bezzasadnym życzeniem.
Tak, masz rację,
nikt nie wie, że jutro dostanie na pewno, przecież zdrowi
też nie mają gwarancji... jednak... ten łażący do tyłu, raz
wytatuowany, zostaje, a czekanie jest podłe.
Ktoś doda: można
jeszcze coś uporządkować, dopowiedzieć, zrobić, pomóc.
Mało kto zdąży.
Nie dziw się, że Ona ma świadomość o niemożności zapięcia
wszystkich guzików w wyznaczonych potrzebach. Przeszkadza
niepewność, czekanie terminów, których wagę zna, bo przecież...
ale rzeczywistość wyznacza za późne daty.
O tym, że jest
jeszcze uczłowieczona wie stąd, że wciąż ma przestrzeń na
troskę, współczucie dla innych; tych dużo młodszych, których
spotyka w kolejce... a przecież wie, że wszystkie słowa odbijają
się... tam każdy ma swojego raka, może w innej wodzie, jednak
sprawiającego, że w każdym czekającym tkwi wszechwładny strach.
Mnożą się prośby: niech jeszcze raz pomoże mi chemia... a w
sąsiednim budynku płaczą dzieci, tak małe, że jeszcze nie
potrafią nazwać życzeń.
Wszyscy chcą
jeszcze raz, od nowa stanąć do życia. Statystyki, które nie mają
uczuć i nie potrafią rozważać potrzeb człowieka wyznaczonego do
zniknięcia mówią, że pół na pół...
Już rok jest
statystyczna, nie wie, jak prosić o jeszcze, bo Młoda, która
siedziała obok, musi dać jeszcze dużo miłości swoim dzieciom.
Tak więc... teraz
to można tyle – zachwycić się winem, które pnie się wciąż
zielone, rzeźbą chmur kładzionych na fali przez rozświetlony
horyzont, błękitami splecionymi z bielą wyjętą komuś z kożuszka
śmietanki w kawie zawieszonymi nad Zatoką, prześwitami wody między
układającym się na niej szafirem a niebieskim, tym od nieba;
dyskusją mew tuż przy brzegu i dalej, prawie przy kutrach
zakotwiczonych na połów. A jeszcze przecież, chociaż szkodniki,
jak mówią rybacy, to jednak sprytnie nurkują kormorany. Tylko
łabędzie... gdzie one?
Czy można mieć
żal, że przyroda poradzi sobie bez nas?
Wiesz, piasek
ustępuje, pozwala stopom kołysać się na ziarenkach, szukać
nowego oparcia, rozrzewnić wspomnienia o wszystkim tym, co
sprawiało, że pożądane ciepło sięgało głowy; daje bliskość
o którą coraz trudniej, zasypuje złe...
Pęcznieje
niedosyt patrzenia, bo może gdyby chociaż raz udało się z brzegu
sięgnąć poza złączenie nieba i morza, to inne pragnienia tez
byłyby w zasięgu?
Klif nie
narzeka, tylko w bezsile jeszcze szuka schronienia przed żywiołem,
który zjawi się na plecach wiatru. Wtedy klif straci kilka drzew,
dużo piasku, kamieni, które tkwiły w nim, przez lata widziały i
słyszały niejedno wołanie od morza, a płacz na brzegu.
R., 28.08.2016
Uff... To trudny temat i tylko "naznaczeni" mogliby coś o tym od siebie powiedzieć. Nawet ci, których nie "wytatuowano" mogą bać się, że i tak do nich należą, tylko jeszcze o tym nie wiedzą. Ci, którzy wiedzą - stoją przed szansą pół na pół, jak napisałaś ale nieznośny ciężar przytłacza, nie pozwala na swobodny oddech i dziw bierze, że potrafią jeszcze współczuć np. młodszym. Wystarczy, jestem za mały aby coś w tym temacie móc dodać.
OdpowiedzUsuńKończy się lato, przestrzeń zasnuwa coraz częściej mgła a gdy zaświeci słońce - oczy sycą się feerią kolorów. Wspomniane winogrona zaczynają pysznić się czerwienią i złotem. Dzieci zbierają kasztany, żołędzie i jarzębinę. Będą miały zajęcia: korale, ludziki i inne stworki w ramach kształcenia zdolności manualnych. Zakochani trzymają się za ręce lub korzystając z porywów wiatru - wtulają się w siebie snując marzenia o wspólnej przyszłości. Dopóki świat istnieje - tak zawsze będzie.
Zostawiam pyszną kawę, ona pozwoli na chwilkę weselszej zadumy, może na podróż w przeszłość, by zaczerpnąć sił potrzebnych w teraźniejszości.
Pozdrawiam serdecznie.
Uff... zapomniałam o kawie. Teraz nadrabiam niegościnność. Sobota miała być pogodna i ciepła, a można ją nazwać bezdeszczową, chmurna i za mocno schłodzoną.
UsuńMoże nie powinnam napisać tego wszystkiego. Nie rozsiewać złego nastroju... stało się, więc niech już tak zostanie, to napisane, a my zapomnijmy...
Kołyszą mi się w głowie słowa - trzeba patrzeć, czuć, oczekiwać w każdej godzinie i... żyć.
W środę na plaży było dużo miejsca, ale nie była pusta.
Przyjemnej niedzieli, LE, z mocną kawą o poranku.
Na kogo nie padło, ten nie wie jak to jest, gdy bezszelestnie
OdpowiedzUsuńwalczy serce, rysuje i tworzy...odbija barwy kolczastych dni,
komponując ubranie dla duszy.Bardzo smutny to obraz.
Pozdrawiam serdecznie z koszem pozytywnych myśli:) buziaki
Igo, Tobie też wspomnę o środowej plaży, tak na roześmianie nastroju... ciepły dzień sprawił, że w wodzie było sporo kąpiących się. Niebo i morze topiły się w błękitach. To przecież można powiedzieć, że było pięknie.
UsuńTobie też zostawiam kawę na przyjemne jutro obudzenie.
Dziękuję, Iguś, za wszystko.