Po środzie reszta
dni i tego tygodnia umknie szybko, bo tylko tak się zdaje, że się
wloką.
Rozciągają
niemiłosiernie w czekaniu.
Dzień, najgorszy
nawet, wskakuje na półkę żywych. To znaczy – szczęśliwych.
Nieszczęśliwy – nieżywy.
Witaj.
Znasz wyrwanie się
z nocnego koszmaru, po którym nie zaśniesz do rana i do zmierzchu
będziesz się jeszcze bać? Zadawać pytanie – dlaczego teraz, i
po co, tak mi się przyśniło?
Nie uwierzysz w
przepowiednię snu, ale będziesz się cały dzień wyzwalać z jego
obrazów i zastanawiać, po co ci się to majaczyło…
Przyjdzie zmierzch.
Strach przed zaśnięciem, bo może znowu?
Potem zmęczenie i
noc... rano zdziwienie, złość.
Nie każda noc
straszy.
Nie wszystkie dni
przyprowadzają słońce.
A w lipcu tysiąc
dziewięćset sześćdziesiątego ósmego...
- Tak cię proszę,
wejdź do restauracji, sprawdź, czy tam czeka.
- Po co miałby tam
siedzieć?
-Tak się
umówiliśmy.
- Dlaczego sama nie
wejdziesz i nie sprawdzisz?
- Boję się... a
jeśli jego nie ma?
- Musi być,
przecież dzisiaj wasz ślub!
- Może nie
przyjechał? Proszę, wejdź, zobacz i powiedz mi, czy jest?
- Miałby nie
przyjechać na swój ślub? Nie przesadzaj, idź tam sama!
- Rodzice
powiedzieli, że nie będą na tym ślubie, nie chcą, żeby się ze
mną ożenił…
- To po co chcecie
się pobrać? Może zaczekajcie.
- My tak bardzo się
kochamy, tak bardzo...
- Jak bardzo?
- Tak, wiesz,
bardzo, bardzo.
- Już dobrze, wejdę
tam! Tylko o nic więcej już mnie nie proś!
- Dziękuję,
dziękuję ci, jestem ci taka wdzięczna!
- Przestań,
wdzięczność to najgorsza forma podziękowań!
Siedział przy
stoliku, podporucznik w zielonym mundurze.
- Jest, przy drugim
stoliku… zaczekaj! Po prawej… przy oknie!
Za chwilę z
'Bałtyku” wyszło dwoje młodych, zielonych jak koniczyna na
łąkach ciągnących się brzegami Parsęty.
On wysoki, smukły –
mundur nie musiał takiego chłopca zdobić, ale... o matko!
Ona maleńka,
jasnowłosa, kochająca bardzo, bardzo...
Nieliczni goście
podzielili się na tych, którzy za stołem i tych, którzy wtuleni,
mimo że dopiero co... tańczyli, zasłuchani w „Bądź dziewczyną
moich marzeń” - aż po świt.

L.,29.08.2008
Piękne! Ile z tego przetrwało do dziś? Chciałbym wierzyć, że bardzo dużo.
OdpowiedzUsuńMiłość, powiadasz? W tymże roku zakochałem się w Sopocie! Ta miłość, może irracjonalna - nadal mnie zagrzewa, kusi i mami obietnicą szczęścia, przeżyć tylko wspaniałych, jeśli znów pojadę do Sopotu. A już tyle razy byłem i magia nadal działa...
Wracam do tekstu: takie koszmary na szczęście bardzo rzadko ale i mnie się zdarzały. Dzień w strachu przeżyty, czy się spełni coś ze snu - a później refleksja: jeszcze nie tym razem - i ulga. Darowany czas smakuje wybornie a pociecha z takiego strachu także jest - maleją problemy jakie wydawały się bardzo trudnymi. Ileż spraw stanie się zupełnie pozbawionymi znaczenia, gdy przyjdzie ta chwila ostatnia?
Często zastanawiam się dlaczego niezwykle trudno zrobić coś dobrego dla innych. Nieodparcie odnoszę wrażenie, że dostaję znacznie więcej, niż potrafię dać. Jak tu wobec tego zdobyć kwiatek do korony cierniowej? Uff, koń ma większą głowę, zostawiam mu myślenie.
Pozdrawiam serdecznie.
Pytasz, co przetrwało? Nie wiem, ostatni raz widziałam ich właśnie wtedy. Myślę, że przetrwali. Czy jeszcze są szczęśliwi? Też nie zgadniemy. Ale bardzo bałam się wejść wtedy do restauracji, żeby sprawdzić, czy tam jest. Tym bardziej, że wcześniej oblubieńca koleżanki nie widziałam. Dobrze, że tylko on jeden był tam w mundurze :) Ale wspomnienie miłe, prawda?
UsuńJestem zmęczona, wróciłam z zapisania się do lekarza, zajęło mi to pół dnia. Dlatego wybacz, że tylko tyle.
LE, pozdrowienia.