Intencja,
zamysł, cel, przeznaczenie słów. Może ważniejsze od samego
słowa?
Najgorszą
formą porozumiewania wydaje się brak widoku… niemożność
spojrzenia mówiącemu w twarz, oczy albo… wsłuchania się w ton
głosu, moc, barwę czy nawet sam śmiech. Śmiech nie zawsze oznacza
zdrowie. Może skaleczyć... dać ból. A ten, jeśli przypadkowym
potknięciem musiał się przytrafić, jest do przyjęcia i
wybaczenia. Jeśli z przemyślanym zamysłem, to też można postarać
się o zapomnienie. Morał ze zdarzenia, jak ze złej bajki, w
pamięci zostawić na zawsze.
Nocą
rude trawy i świeże, zielenią przedwiośnia oczy cieszące pąki
drzew, kwiatów i krzewów, lekki mróz objął niemiło.
Dzień
chce przyjść i rozłożyć się na szczytach i drogach. Nie ma
humoru. Przygaszony, zmieniony kolorami, już nie rozdaje wszystkim
oczom niebieskiego nieba. Może noc zawstydziła dzień - bo
zaróżowił się. Mogła go też nocka zmęczyć, dlatego poszarzał
z niewyspania. Dzień nigdy nie śpi, czuwa, czeka aż noc sobie
pójdzie.
Noc
żyje tylko nocą i nie wie, nigdy się nie dowie, kim jest dla niej
dzień.
Noc
i dzień zachowują się jak ludzie. Są blisko siebie, dzielą ich
tylko ściany. Tak, jak od dnia noc oddziela zmierzch, od nocy dzień
przesłania świt. To oczywiste, każdy to wie…
Wie,
ale kiedy od drugiego człowieka dzieli ściana, to jest mu źle,
przykro. Żyje w przekonaniu, że jest sam. Traci wzrok, nie może
zobaczyć w zasięgu rażenia swego myślenia nikogo, do kogo mógłby
pierwszy zapukać.
Za
ścianami żyją ludzie. Samotni … dlaczego? Z wyboru? Ze strachu
przed tym z drugiej strony, bo co on pomyśli, co powie? Może
wyrzuci od progu?
Na
dziesiątym piętrze wieżowca, o trzeciej, jeszcze nocą, kobieta
zapukała do drzwi. Za nią stała druga.
Drzwi
tworzyły się, nie, nie same, zrobiła to trzecia kobieta. Spojrzała
w oczy stojącym w korytarzu, nie uśmiechnęła się, kiedy
powiedziała – wchodźcie…
-…słuchaj,
przed chwilą był telefon, ponad godzinę temu upadł na podłogę i
już nie wstał mój brat. Poszłam do niej, nie chciałam ciebie
budzić… tylko widzisz… nie gniewaj się… jesteśmy obie...
-
wejdźcie, czego się napijemy…
-
to jeszcze noc… napijmy się kawy… bo płakać nie mogę, tylko
serce zaciska się, kurczy…. On miał trzydzieści jeden lat…
mamie muszę jeszcze powiedzieć….
Trzy
kobiety, siostry dziesiątego piętra, powitały świt bez łez.
Najwięcej
jest łez niewylanych. Są solą i bólem.
Nikt
nie policzył, może najwięcej jest łez wylanych później, już
zawsze są.
L.15.03.2008
Mieszkam na dziesiątym piętrze. Pewnie otworzyłbym drzwi gdybym usłyszał... Łzy - ileż już na ich temat wiemy. Pominę. A brak łez? - to może być o wiele gorsze, oby ten ktoś, komu nie popłynęły łzy potrafił znieść ciężar, uporządkować myśli, dopasować codzienność widząc w niej dalszą szansę, by iść swoją drogą.
OdpowiedzUsuńCiekawie ujęłaś rozgraniczenie dnia i nocy. Czy nie jest tak samo z ludźmi? Myślę, że zmierzch i świt zastępujemy swoimi obawami, wstydem, by nie zostać źle zrozumianym, wręcz wyśmianym. A przecież choć prawdą jest, iż "wśród ludzi jest się też samotnym" - jak powiedział Mały Książę - jesteśmy istotami społecznymi, lubimy przebywać jeśli już nie w grupie, to z kimś, kto nas rozumie i ceni bliskość. Za młodych lat pewnie mniej docenia się ową bliskość a później o nią znacznie trudniej.
Wypiłem Twoją kawę, dziękuję.
Pozdrawiam serdecznie.
Bardzo Ci dziękuję za - jak zawsze piękny - komentarz.
UsuńTrochę mi marnie, dlatego jeszcze raz przeczytam co mi opowiedziałeś, ale nie będę się wymądrzać.
Podziwiałam u Ciebie widok z okien. Kiedyś też mogłam tak spojrzeć, aż po Zatokę ponad lasem.
Dziękuję, LE, za pamięć, za podparcie.