Zapędziła cię do kropki.
Bezwzględnie. Tak. Nie było chwili na premedytację.
Wiedziałeś, że usłyszysz
nieczłowieka. Skąd bierzesz to, czego w kim innym doszukać się
nie sposób - nieistniejącą treść z minut gardłujących
strachem, podrzucasz słowa, przelewając zdania do wąskiego
kieliszka, w mgnieniu zapełniasz szampanem z bąblami urojenia, że
jutro będzie inaczej.
Wypuszczona między żywych, gdy życia
choćby tknąć... Dziś – podpełznąć choćby do drugiej
godziny, tak radzisz? Nie przymuszaj do fałszu. Teraz ani jednym
twoim zmartwieniem przejąć się nie zdoła. Zrozum, gdyby tylko
stara... Jak mara pod słońce, może jeszcze nieoskubana do kości.
W podziale, jak zawsze – granica na
tych którzy w zadowoleniu i resztę, która nie będzie tkwić w
brzydkim i dobrze zrobi. Sama, sama musi przejść każdą
rozpadlinę, zwały błota, dotrzeć?
Nieludzi pełne łóżka, sale –
powietrze? Wietrzyć, wietrzyć proszę, przeciąg niech urwie durne
zdrowie. Wypisać, za drzwi, napierają nowi...
Dzwoni do ciebie, bo dziś... daj
godzinę, po niej jeszcze. Pamiętasz -jeszcze- i gadkę o zapachu
skiby ziemi odłożonej łopatą u obcych? Zostali u siebie, syci i
zadowoleni. Ich prawo.
Jej, jakie jest, do czego? Pierwszy
zwiędnie kwiat, którego nie podleje? Niekoniecznie, Wystarczy, że
rozpędzona ciężarówka... a przecież byli zdrowi.
Tak dawno się urodziła... czy wiesz,
że dorastała w miasteczku położonym zaledwie kilka kilometrów od
magazynów z bronią atomową i dopiero teraz o tym się dowiedziała?
Niewiedza, czym więc? A teraz, gdy niby wie, lecz do końca przecież
nie może, to lepiej tak, czy zacząć porządkować, żeby tylko jak
najmniej bałaganu po sobie.
Wejść w marzenia. Zrobić coś, czego
nie potrafi. Namalować. Siebie. Nie taką, jak ją... taką, która
będzie choćby pajęczyną prawdziwej... Niemożliwe? Dobrze, jesteś
górą.
Jeśli przeturla się po godzinach, to
wyjdzie przed dom, poszuka kwiatów /przecież jakieś będą jeszcze
kwitły/, zapamięta przy których choćby jeden trzmiel, później
podniesie głowę tak mocno, żeby oczy mogły sięgnąć nieba. Na
nim, obojętnie – błękitnym czy granatowym, przyklei swoje... czy
wiesz, że lata odłożone na grzbiecie nie uwalniają od dziewczynki
z twardą grzywką na czole?
Będzie miała chude nogi, patyki,
białą bluzkę, spódniczkę w kwiatki, buzię uśmiechniętą
niewiedzą, a w drobnych dłoniach ogromna ilość maków. Zapomniała
dodać, że pod pantofelkami z paseczkiem zapinanym z boku... tak,
trawy – koniecznie ze szczawiem.
Pisze do ciebie, bo dziś jest stara.
Nie sprawdzi poprawności złożonych zdań, sensu. Co teraz może
mieć znaczenie – jedna litera, kropka za wiele?
Odczytasz ten obraz?
Pisała do ciebie, dzwoniła bo...
R.
<3
OdpowiedzUsuńJ.
Moja J., moje wdzięczne za pamięć.
UsuńNiedawno byłam przed Waszym domem; jest na zdjęciu w necie, nawet zjazd na prom też był widzialny.
Najcieplejsze od nas.
Alinko, pozdrawiam, jestem,j.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie raduje Twoja pamięć. Tym bardziej, że teraz wciąż mi mało... mimo, że wiem, ze nie nadrobię za wiele.
UsuńZostawiam pozdrowienia, dziękując za cierpliwość.
Ona jest stara? Żeby tylko, powiada? Cóż, nie mogę zaprzeczyć ani potwierdzić, bo starość to stan ducha. A w Niej starość walczy o siebie, czyli właśnie o starość a równocześnie wie, że nadal jest małą dziewczynką i nie tylko - jest tym, kim chce być i kiedy chce być. Czy znikła pamięć pachnącego chleba? Albo smak wysysanych kwiatów koniczyny? Urok pachnącego świeżo skoszonego siana? Zniewalający zapach kwitnącej czeremchy, skrzypiący śnieg podczas zimowych przymrozków, przemoczone liście rozchlapywane wraz z wodą podczas spaceru słotną jesienią. Pierwsze a przecież niezapomniane uczucia, marzenia o spełnionej miłości, serce bijące mocniej na widok... Ech, czemu to się nie daje zapomnieć? Bo człowiek zawsze będzie człowiekiem bez względu na obecny stan ducha czy ciała.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zostawiam pyszną kawę z pianką - nawet moja wnuczka musiała podejść, by z bliska powąchać ten zapach.
Witaj, LE.
UsuńNie wiem, dlaczego pisał się akurat taki tekst. Zaraz po kolejnej chemii. Do tej pory nie miałam siły, nawet nie myślałam o napisaniu choćby zdania...
Wiesz, 11 czerwca, nie wiedzieć, dlaczego akurat wtedy, poszedł z naszego świata do innego, mój Tato.
To była niedziela. Zrobiło się tak, że co niedzielę czuje ogromny niepokój, jakieś nieprzekonania, strach może? Nie byłam na pogrzebie, nie widziałam Go przez czas mojego chorowania... Zostanę z wyrzutami przez resztę moich dni. Pewnie już nie za wielu, ale to nie zmienia mich rozterek i myślenia o tym co i jak się stało.
Dziękuję Ci za pamięć. Bardzo.
Wybacz, nie zostawiam kawy, nie mam smaku po chemii, mogłaby być nie za dobra.
Ale zostawiam ciepłe pozdrowienia i życzenia dobrego zdrowia.
Wiem, przeczytałem niedawno od A. i bardzo mnie ta wieść zasmuciła. Przyznam, nie dlatego - jak zapewne powinienem napisać - że odszedł Twój Tata ale dlatego, iż czułem, że oprócz naturalnego żalu i smutku będziesz obarczać się nieuzasadnionymi wyrzutami, że nie byłaś blisko, nie pomogłaś swoją obecnością. W Twojej sytuacji robić sobie jakiekolwiek wyrzuty to naprawdę co najmniej niedorzeczne. Przepraszam, że ja tak prosto z mostu i na blogu. To samo ze mnie wyszło...
OdpowiedzUsuńChylę czoła pogrążony w smutku i mimo wszystko wierzę, że na tym na razie dość. Ileż człowiek może udźwignąć?
Pozdrawiam serdecznie.
LE, dziękuję i wpraszam się na herbatę.
UsuńŁączę pozdrowienia.
Dobrego dnia, dobrej pogody, dobrych zdarzeń.