Wymyśliłam
dłoń wirtuoza,
podążam
za dźwiękiem
do
końca opustoszałej ulicy,
tam
rozproszony brzask
współgra
z cieniem
podobnym
do życia.
Przedwcześnie
dotknęłam
ramienia
z obrysu.
Przemieniło
się w szarą kulę
o
składzie nieziemskim.
Chciałam
tylko przytrzymać.
Skruszyłam.
Świt,
biały kadr, cięcie.
R., 16.10.2016
A może zamieniłaś w gwiezdny pył? Wszak jesteśmy jego cząstką...
OdpowiedzUsuńMam takiego rzeczywistego wirtuoza: to pan Waldemar Malicki. Na wesoło umie przekazać poważną muzykę, wykonawców przytacza przy tym mnóstwo anegdot (np. gdy wirtuoz traci zdolność grania, zostaje dyrygentem...) ale oczywiście wiem, że Twój jest z innej bajki.
Pozdrawiam serdecznie.
Wiesz, może nie z innej bajki, tylko ze snów niechcianych, może z nadrannego bez-snu, a może to wykwit, jak na skórze, niezdrowej wyobraźni.
UsuńSpieszyłeś się, nawet kawy nie wypiłeś.
Pana Malickiego też lubię, podziwiam.
Tylko... wiesz, dni pochmurne jak każdej jesieni, a inaczej.
Pozdrowienia, LE.
cóż to były za dźwięki, które współgrały z cieniem ?
OdpowiedzUsuńNa chwilę dorwałam się do komputera,
mój nie chce się otwierać...
Pozdrawiam Alinko
Igo, ja Ciebie też, bardzo.
UsuńI nawet kawę już niosę, i dobre wspomnienia ze wszystkich lat.