|
Zdjęcie z Netu/Wiki |
Brudzą się już
w myciu, taki przy nich kurz z ulicy i pylących drzew. Chciałyby
lśnić codziennie szklana czystością, ale to niemożliwe, bo kto
by miał siły i cierpliwość zagłaskiwać je ciągłym myciem.
Wczoraj były tak
utytłane spacerami much po nich i kurzem unoszącym się spod kół
samochodów, że dostały solidne lanie i wycieranie. Lśniły w
słońcu blaskiem dumy, że ma jeszcze ktoś wolę, żeby o nie
zadbać w sposób obiecujący, że nie ostatni raz.
A i oczy, które
teraz mogły przedzierać wzrok przez tak zadbane tafle, trwały w
zachwycie zatrzymując się na niezmąconej zieleni, wielości barw
kwiatów i nawet na czysto niebieskim
niebie. To dniem,
bo nocą, to na ciekawie rozgwieżdżonym.
O świcie za to,
wypieszczone okna zerkały w głąb pokoju, w stronę niewielkiego
stolika obstawionego dwoma fotelami, zdobytymi... prawda jest taka,
że uratowanymi od wyrzucenia.
W jednym z nich
siedziała kobieta, której włosy nie chcą szybciej odrastać,
tylko grzebią się w tej sprawie jak zaczarowane. Ukradkiem sączyła
mocną, gorącą kawę, popijając równie gorąca wodą.
Nie lubi lury,
dlatego tak łagodzi skutki zażywania tego, co zabronione. Zapach
kawy wszedł we wszystkie kąty mieszkania, dlatego obudził tego,
kto powinien przyzwoicie spać dalej i nie rozpraszać rytuału
picia. Powtórka „Mai w ogrodzie” wciągnęła oboje, bo ogrody
to ten promil przyrody, który nawet najbardziej poturbowanym przez
pospolite najczęściej życie, daje cudowne zapomnienie się w
chwili, a wielu nawet jest w stanie poprosić – trwaj.
Oboje teraz
komentowali, jedno z kawą, drugie bez, wiedzę którą już mieli,
ale Maja przypomniała, że agawa płaci cenę życia za jedyne w nim
kwitnienie, gdy usłyszeli głuche stukniecie. Zastanawiali się, co
mogło się stać o tej porze dnia wstającego pogodnie, choć
chłodno.
Kobieta podniosła
się z fotela i poszła szukać powodu zdarzenia, które, czuła to,
nie mogło być miłe. Za dużym oknem zobaczyła ptaka i już
zrobiło jej się migotliwie w pobliżu żołądka. Rozpoznała go
jako szpaka*, ale z chwilę wiedziała, że się myli. Tylko
wielkością był porównywalny. Od razu wiedziała, że ptaszyna
rozbiła się na wyczyszczonej dzień wcześniej szybie
okiennej.
Przywołała pozbawionego kawy, bo sama nie potrafiła ogarnąć tego
smutnego zdarzenia.
Usłyszała –
znajdź jakieś pudełko po butach. Przyniosła i wyścieliła
miękkimi, papierowymi chusteczkami. Ptak był już w czule,
delikatnie trzymających go, silnych dłoniach. Te ręce ułożyły
skrzydlaka w pudle. Nierozpoznany sam przełożył się na bok, kilka
razy westchnął, zamknął do tej pory rozwarty dziobek i otwarte
oczy, znalazł się w innym wymiarze, którego my jeszcze nie znamy,
ale bardzo bronimy się przed poznaniem takiej tajemnicy, chociaż z
natury jesteśmy ciekawscy.
Ptak leży w
pudle, jeszcze nie przybył pomysł, jak go schować przed światem z
którym w taki przypadkowy sposób się pożegnał.
Kobieta z kawą i
mężczyzna bez filiżanki obwiniają się o tę ptasią śmierć
dlatego, że mogli poczekać z myciem szyb. Zachciało się im
klarownych, niezmąconych widoków. Pokurzone tafle ostrzegałyby
ptaki.
Pozostałe przy
życiu, najczęściej wróble, kosy i szpaki, synogarlice – bez
przerwy coś mówią z krzaków, dachów i drzew oraz nieskoszonej
trawy. Z trawą nie będzie tak fajnie, bo jakiś czas, aż do
zapomnienia niemiłego ranka, kobieta nie pozwoli jej skosić.
R.,, 07.06.1016
* to była samica
kosa, tak myślę, bo prawie identyczna ze znalezioną w Necie