ukołysz wietrze myśli
rozpryskane uderzeniem słów
słońce susz promieniami
strugi strachu bezwstydnego
różo nie kłuj tam gdzie rana już
ciszo zdradź w końcu dlaczego
zawołaj mocny wichrze
szczęście w gąszczu zagubione
drzew co do nieba mkną
po powietrze mgłą zroszone
przyprowadź nad taflę jeziora
cichy głos tam woła
sarno nie stój na polanie
nie widzisz wymierzonych luf
serce po krysztale rozdane
ubierz się w granitowy kamień
duszo przestań płakać nocą
potokiem gasnących łez