niedziela, 26 czerwca 2016

W schowku



Nikt nie przyszedł podziwiać?
Porównać światłocieni
z tymi, które na powiece
podkreślają tajemniczość
jak kreska, która głębi...
A oczy? też jeszcze czekają?
Włosy, szyja...
Dłonie... może drobne...
Przecież z obrazu - ciepło nie tylko słowa... więc...
któż wart serca tego, które portret schowa?


R., 19.06.2015

poniedziałek, 20 czerwca 2016

to też chwila





opustoszały oczy
wyczyszczone z prawdy
może kłamstwa

nie pochwycą błękitów
spornej filozofii
z porzuconych ksiąg

została im pamięć światła
które przeszło zwoje
przetrwanych dni

miłości z rysunku źrenic
i zapomniane niechęcią
patrzenia nie wskrzeszą






R., 30.03.2016


piątek, 17 czerwca 2016

Pytanie o morze




Morze to mężczyzna i kobieta.
On silny,
ona wytrwalsza - w upływie czasu.
Walka zapisana sztormem.
Pytaniem - czujesz już morze?
Wrócisz?

Morze to rozstania.
Powroty do domu.
Ciepłej zupy,
dotyku.

Morze to,
niektórzy to znają,
puste mieszkanie.
Ocean - syn zaczął się golić,
umalowała usta córa,
a ty nie wiedziałeś.
Koperty przed granicą zatrzymane
i pieczęć - "Ocenzurowano".

Morze to telefon
ze słyszalnym - halooo,
lub cisza gniotąca pierś;
szanta,
wschód,
zachód
żółtej tarczy topionej
w chłodzie fali,

cud, który raz poznany
nie uwalnia duszy fali zaprzedanej.
To czekanie na jutro.
Bo jutro będzie inaczej.


Port, reda, port.

Morze
to wiara w przetrwanie.
Wysiadka.
Urlop i na progu tęsknota
za zapachem smaru, mesy,
Janka Wędrowniczka.
Horyzontem
za którym
też - ocean.






H., 30.06.2009

niedziela, 12 czerwca 2016

Podłe skutki mycia okien





Zdjęcie z Netu/Wiki



Brudzą się już w myciu, taki przy nich kurz z ulicy i pylących drzew. Chciałyby lśnić codziennie szklana czystością, ale to niemożliwe, bo kto by miał siły i cierpliwość zagłaskiwać je ciągłym myciem.
Wczoraj były tak utytłane spacerami much po nich i kurzem unoszącym się spod kół samochodów, że dostały solidne lanie i wycieranie. Lśniły w słońcu blaskiem dumy, że ma jeszcze ktoś wolę, żeby o nie zadbać w sposób obiecujący, że nie ostatni raz.
A i oczy, które teraz mogły przedzierać wzrok przez tak zadbane tafle, trwały w zachwycie zatrzymując się na niezmąconej zieleni, wielości barw kwiatów i nawet na czysto niebieskim
niebie. To dniem, bo nocą, to na ciekawie rozgwieżdżonym.
O świcie za to, wypieszczone okna zerkały w głąb pokoju, w stronę niewielkiego stolika obstawionego dwoma fotelami, zdobytymi... prawda jest taka, że uratowanymi od wyrzucenia.
W jednym z nich siedziała kobieta, której włosy nie chcą szybciej odrastać, tylko grzebią się w tej sprawie jak zaczarowane. Ukradkiem sączyła mocną, gorącą kawę, popijając równie gorąca wodą.
Nie lubi lury, dlatego tak łagodzi skutki zażywania tego, co zabronione. Zapach kawy wszedł we wszystkie kąty mieszkania, dlatego obudził tego, kto powinien przyzwoicie spać dalej i nie rozpraszać rytuału picia. Powtórka „Mai w ogrodzie” wciągnęła oboje, bo ogrody to ten promil przyrody, który nawet najbardziej poturbowanym przez pospolite najczęściej życie, daje cudowne zapomnienie się w chwili, a wielu nawet jest w stanie poprosić – trwaj.
Oboje teraz komentowali, jedno z kawą, drugie bez, wiedzę którą już mieli, ale Maja przypomniała, że agawa płaci cenę życia za jedyne w nim kwitnienie, gdy usłyszeli głuche stukniecie. Zastanawiali się, co mogło się stać o tej porze dnia wstającego pogodnie, choć chłodno.
Kobieta podniosła się z fotela i poszła szukać powodu zdarzenia, które, czuła to, nie mogło być miłe. Za dużym oknem zobaczyła ptaka i już zrobiło jej się migotliwie w pobliżu żołądka. Rozpoznała go jako szpaka*, ale z chwilę wiedziała, że się myli. Tylko wielkością był porównywalny. Od razu wiedziała, że ptaszyna rozbiła się na wyczyszczonej dzień wcześniej szybie
okiennej. Przywołała pozbawionego kawy, bo sama nie potrafiła ogarnąć tego smutnego zdarzenia.
Usłyszała – znajdź jakieś pudełko po butach. Przyniosła i wyścieliła miękkimi, papierowymi chusteczkami. Ptak był już w czule, delikatnie trzymających go, silnych dłoniach. Te ręce ułożyły skrzydlaka w pudle. Nierozpoznany sam przełożył się na bok, kilka razy westchnął, zamknął do tej pory rozwarty dziobek i otwarte oczy, znalazł się w innym wymiarze, którego my jeszcze nie znamy, ale bardzo bronimy się przed poznaniem takiej tajemnicy, chociaż z natury jesteśmy ciekawscy.
Ptak leży w pudle, jeszcze nie przybył pomysł, jak go schować przed światem z którym w taki przypadkowy sposób się pożegnał.
Kobieta z kawą i mężczyzna bez filiżanki obwiniają się o tę ptasią śmierć dlatego, że mogli poczekać z myciem szyb. Zachciało się im klarownych, niezmąconych widoków. Pokurzone tafle ostrzegałyby ptaki.
Pozostałe przy życiu, najczęściej wróble, kosy i szpaki, synogarlice – bez przerwy coś mówią z krzaków, dachów i drzew oraz nieskoszonej trawy. Z trawą nie będzie tak fajnie, bo jakiś czas, aż do zapomnienia niemiłego ranka, kobieta nie pozwoli jej skosić.





R.,, 07.06.1016

* to była samica kosa, tak myślę, bo prawie identyczna ze znalezioną w Necie

sobota, 4 czerwca 2016

Bociany, sokoły i bunt na zastane


Wczoraj bocianka i dorodne jej młode wypchnęły najsłabsze na skraj gniazda. Pozbyły się też niewyklutego jaja. Maluch błagał, prosił... nie można było tego słuchać. Uciekłam z zaglądania do nich - do sokołów, chociaż i one jak diablątka... niektóre katrupiły potomstwo i skarmiały nim pozostałe.
Żałuję, że zaczęłam podglądać gniazda. Lepiej mi się żyło w niewiedzy, nie musiałam powtarzać pytań, dlaczego akurat tak pomyślany jest sposób na trwanie.
Dobrze, że dzień wcześniej w Kosakowie był wernisaż Czesi. Jej sposób przedstawiania świata ma w farbie ciepło, dobroć, przychylne zaproszenie do wędrówki z kolorami. Miejsce tego wydarzenia dało też inną radość – stamtąd już tylko chwila do Zatoki, a tam... Horyzont w kondycji budzącej zazdrość, tuż przed nim prom, w pobliżu statki zatrzymane siłą nie tylko wody, która potrącając je, pędziła, zdawało się na oślep, ku brzegowi, na którym Ona – szczęśliwa, że znowu z nimi.
Wiatr chłodził wciąż wystraszone plecy i obiecywał, prawie przysięgał, że jeszcze rozwieje Jej włosy; niósł pokrzykiwania wody, pienił ją w falbany, wpuszczał pod wodną skórę kolory wieczoru, który niósł strzępy minionego szczęścia do pamięci, a najnowsze niepokoje do nieczucia.
Brzeg był wolny od ludzi, psów, ale nie od pozostałości po nich. To zawsze posypuje smutkiem przeżywanie radości - niesionej na łamańcach fal. Takim wieczorem trzeba pominąć złość na zastane i zabierać, podkradać do jestestwa to wszystko, co wysławia morze. Nurzać marzenia w cieple zachodu i chłodzić w wilgoci życzliwego wiatru, dać wygadać się falom... nie powiedzą wszystkiego, ale przecież to nie zbrodnia, tylko dowód, że można im powierzyć nawet najgłębsze myśli, bo nie powtórzą...




R., 04.06.2016