czwartek, 30 kwietnia 2015

Naważniejszy miecz




Do każdego przychodzi dzień, w którym z goryczy, to nic, że długo, wykluwa się myśl, że właśnie nastąpił podział – na wielkie minione i ledwie garść tego, co zostało.
W przypływie - myśli zaczynają nie mieścić się po jednej, jak i po drugiej stronie. Wejść we wspomnienia? Na jak długo, ile oddać im z tego, co jeszcze zostało. Nie wracać do chwil minionych?
Pokusa na za i przed - w ciągłym niepokoju, walce… być tylko przy niepoznanej przyszłości, ustawiać meble dostępne w życiu najwygodniej, jak można, by sięgać po wszystko i pamiętać, gdzie co, może Kogo, ma się jeszcze w posiadaniu, czy z braku powyższego – zająć się wskrzeszaniem…
Obietnice… czasem mimo woli, a słowa dotrzymać? co robić, trzeba.  Miało być o mieczu… więc jednak wspomnienia.
Dwóch, świeżo opatentowanych sterników jachtowych, wypiętymi,  własnymi piersiami zapewniało młodą kobietę, że śmiało może stanąć na pokładzie i ani Jej, ani dzieciątku, które ma krzyknąć pierwszy raz za jakieś dwa miesiące, nic przy nich stać się nie może. Bała się tak mocno, jak tylko można bać się już nawet nie o siebie, ale o to wyczekiwane. Ich młodo-męskie ramiona aż unosiły dumę w zapraszaniu, przekonywaniu, zaglądaniu w oczy, czy Ona już się nie boi.
Pomogli, usiadła na dnie, kurczowo trzymała się wszystkiego, co mogła pochwycić w drobne wtedy dłonie. Olsztyńskie Krzywe to nie balia, długo siedziała strwożona, wyłapując każde, najmniej nawet niepokojące uderzenie wody o burtę. Żeglarze w końcu uznali, że czas przybić do brzegu, lecz Ona… nie poczuła ulgi… mocniejszy strach dociskał palce, sztywniały. Nie odezwała się, nie pytała. Brzeg nie chciał się przybliżać. Zrywał się wiatr, dobrze, że deszcz zaczął kropić, trzeźwił Ją z odrętwienia.
W końcu przy pomoście! - panowie rzucili między sobą, tak, żeby nie usłyszała; ale z nas kpy, nie wypuściliśmy miecza! i teraz nie odezwała się, o nic nie zapytała. Tylko myśl… co mogło ich tak otumanić? Nie pamięta, kiedy ten miecz mieli schować, kiedy wypuścić. Od tamtej pory nie było Jej na żadnej łodzi… do czasu, w którym pierwszy raz musiała przysnąć na promie. Ale to było trzydzieści pięć lat  później.
Zostawiam kawę, kwiecień kończy swoje rządy, może maj zechce ogrzać się gorącem z niej ulatującym i nie poskąpi słońca.




R., 30.04.2015

środa, 29 kwietnia 2015

biała noc




głosy z daleka dźwiękiem za mocnym
udźwignęła woda
niesie

skołowana mewa za brzegiem fiordu
topi ptasi smutek na wieczornej fali

w przywitaniu gości czarna suka bez głosu
radośnie łypie ślepiem
wysokimi łapami wgniata trawę

wiatr podrywa papierowe talerze
w przestrzeni zapach pieczonego w ogniu
igieł sosny

za mostem i przyjaciółką groblą
daleko horyzont zdarzeń
na kamieniach w odpływie spokój

gdzie noc

już miała otulać w pierwszym śnie
za chłodne
przedłużone z dnia westchnienia

przyćmiona zielenią
zobowiązań niepowtarzania
bezkresu patrzenia wyrażeń
wypełnić nie może


słońce zaklęło ją w pragnienie





L., 11.05.2008

wtorek, 28 kwietnia 2015

Nie sięgnę



Niezmiennie sama w słowach zapisana,
spowiadam się duszy
wystawionej na nadmorski wiatr.

Promienie - w sercu
znajdują każdy zachód.
Przed siebie, krok za krokiem
po marzenie, oddaną tęsknotę,
spragniony dotyk
- myślą po fali za horyzont gnam.

Płacz ginie w krzyku mewy
z zakola zatoki.

Chciałabym  jeden 
ze sznura bursztynów
nazwać – łzą
narodzonej poezji.

Nie mam zawieszenia,
nikt nie zbiera,
tylko mnie,
złota wyrzucanego
jesiennym sztormem
na brzeg tego morza,
które wciąż myślą o oddaniu
- kołyszę.

Jestem  martwą falą
zatrzymaną u ujścia.


Wyrzekła się mnie poezja.
Tylko odmęt wciąż słucha,
wie, rozumie, chce.

Z nim żyć -  jeszcze nie…




R. 06.05.2012

zapomniana noc






rozbudziłeś pełnię
mocniej od księżyca
później jeszcze raz
gdy przez szczyty zaszedł






R., 18.04.2015

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Słowo za słowem


W poświąteczną środę znowu była na cmentarzu, bo drugiego dnia świąt Ktoś poznał tajemnice, które przed nami. Idąc w orszaku pokorniała, stała się malutka. Takie ziarnko piasku, niezauważenie przesunięte z drogi obojętnym butem. Ułożyła sobie wszystko od nowa.
Ale za bramą cmentarza wróciła ziemska rzeczywistość.
To świadomość, że nadchodzące urodziny mogą być ostatnie sprawia, że zaczynamy się ich bać.
Młodość nie daje takich obaw, za to nie zawsze radzi sobie z miłością.
Wiek słuszniejszy boczy się na urodziny. Ale nie ma wątpliwości, że zasługuje na miłość i jeśli tylko przyjdzie, to potrafi ją godnie przyjąć.
Nie ma już czasu na czekanie. A cierpliwość wymagana jest o każdej porze...
Czas, miłość, a... i przyjaźń - to te trudniejsze szczyty do zdobycia. 

 Lecz czasem... stracić prawo miłości - to ocalić życie.
Stracić prawo miłości - to stracić życie.
Przy miłości rozum stanąć nie umie, nie potrafi, nie może.

Z pozdrowieniami :) 



R.21.04.2012

sobota, 25 kwietnia 2015

cena za dodawane lata





horyzont
w pragnieniu przestrzeni

cokolwiek stanie między
nie ma patrzenia
po kres
poza odwróconą kolebkę

nie sięgając za daleko
znaleźć na drodze
nawet perłę
zsuniętą z szyi

naiwnie zachwyci

później tylko słowa
o nieminionej wierności
przez przyszłość
skróconej do bólu










R., 14.04.2015