sobota, 31 stycznia 2015

Dopóki jeszcze jesteś





Tak stanie się wtedy, kiedy zamkną oczy. Albo nie zamkną, bo śmierć zaskoczy i będą martwe, szeroko otwarte do niewidzenia.
Odejdą. Jak wszyscy przedtem i potem, w tej samej chwili; gdzieś na innej ulicy, w innym mieście, przy nie tej, tylko tamtej rzece.
Czas do podróży nie będzie właściwy. Zbyt pochopnie się pospieszy, przybędzie i nie pozwoli odepchnąć w inny wymiar, bo żaden nie będzie dobry. Ten czas, który nadejdzie, zacznie czynić swoją powinność.
Zostaną którzy byli kochani i nie, a swoją miłość.... Zapomnieli na chwilę jakąś, potem wrócili. Którzy znaleźli się zbyt daleko, przez to się nie spotkali…
Nie da się płakać w zbiorze. Każdy odmiennie otwierał swoje serce. Przyjmował cudze życie o różnej porze do pamięci.
Ma swoją stratę. Samotnie pośród innych ociera łzy. Te też, które, zakleszczone rozgoryczeniem i bólem, nie wiadomo kiedy popłyną. Została, tym ocalałym jeszcze, jakaś część z tego co już mieli, do przeżycia.
Pochylając głowy, zginając się po ostatnią grudę ziemi nie z miedzy, zobaczą dużo. Siebie w lustrze osobistego sposobu na życie, o którym teraz wiedzą więcej, chociaż przecież fakt znali; kiedyś zostanie wszystko bez nich, ich świat się zawali, ale ziemia się z tego powodu nie rozleci, nie stanie okruchem.
Pomyślą: nic nie jest ważne, niewarte pracy dla samego posiadania, zdobywania kosztem… wspólnego obiadu.
Cmentarze mają bramy. Przed nimi świat jeszcze żywych, w którym już za rogiem trudno pamiętać uderzenia w tę część duszy, która zapisała, własne przecież, postanowienia.
Nie wszyscy wyjdą przed bramę, mimo, że za nią już nie stoją. Będą chodzić między domami, do lasu, nad szeroką wodę lub strumień a ich twarz, zapisana bólem do końca, nawet uśmiechem cierpieć będzie.
Witaj.
Może, żeby nie do końca tak to wyglądało, poszukać czasu dla siebie? Rozejrzeć się, ocenić na co machnąć ręką, co ważne w tej chwili? Nie narzekać, że radość marna. Innej nie widać. Przyjąć tę, która się przylepiła?
Nieśmiałe słońce tylko raz zapukało w chmury, czekało chwilę, zajrzało przez uchylone drzwi. W dole mało kto zwrócił uwagę, że w ogóle tam było. Każdy miał coś do załatwienia, zrobienia. Ludzie szli w różne strony, jechali, lecieli. Niektórzy leżeli, bo choroba mówi – nie – gdy oni chcą się podnieść, chociaż na chwilę, żeby tylko już nie oglądać sufitu.
Patrzyło słońce przez chmury na ludzką codzienność, dziwiło się temu, co widziało, jednak się nie wtrącało, nie dawało rad. Niech każdy sam dochodzi prawd – myślało. Może wtedy lepiej zapamięta wszystko to, co źle w życiorys wpisane?
Ludzie są tacy nieuważni, zapatrzeni. Szukają wzrokiem daleko bądź wysoko. Wokół tyle do zobaczenia blisko, prawie pod nogami. Za ścianą. Może tam, gdzie dawno nie byli, bo zapomnieli, że takie miejsca znają, a tam jest to drzewo, na które się wdrapywali, albo obejmowali pień, wypowiadając zaklęcie, którego nikomu, przedtem ani później, nie zdradzili.
Tajemnice o których sami nie chcą pamiętać, nigdy nie zapomną, bo ich słodycz wciąż leje się miodem w sercu.
W tłumie, gdy wyłuskać jednostki, można zobaczyć nie tylko czarne, smutne oczy.
Są też świecące blaskiem niewinności dziecka, miłości świeżej jak morski, lekki wiatr i radości którą daje zapewnienie, że już jest dobrze. Nic złego stać się nie może, bo przegrało z dobrym i odeszło.
Zmierzch przyszedł szybko, jak to zimą. Na południu ma spaść śnieg. Znowu jednych ucieszy, innym pracy doda. Zanim…
Dawno nie piliśmy razem herbaty - takiej gorącej, przy której mówi się długo, słucha, a w chwilę niepostrzeżenie wpada śmiech.




R., 09.01.2010

sobota, 24 stycznia 2015

(-) posypiesz się






że żal
bo zapisze się rozstanie
nie na długo
dusisz słowa  i nie wierzysz sobie
droga  zabłądzi
promień
nie pozwoli się pochwycić
burza której być nie miało
błyśnie piorunami ciszy
deszcz
zmoczy wyciągnięte dłonie
kwiaty w kamień wtulone
wiatr
opuści głowę
wspomnienie
usiądzie na ławce przed domem
w mokrym piasku po odpływie fali
obok stóp zasuszą się łzy
tęsknota
na oślep walnie w  ścianę
w pamięci ranę posypiesz się ty
balsamem




L., 06.2008

wtorek, 20 stycznia 2015

na parapecie



przysiadły czyjeś słowa

każdej nocy
o chwilę
jeden
sen w ramionach
moja
tęsknota poraniona
jak o życie
walczy






H., 03.07.2009

poniedziałek, 19 stycznia 2015

niedosięgłe



zakochanie siedzi na parapecie
patrzy w stronę
gdzie inni w posiadaniu
czy płacze
nikt nie wie
ciii niech kapiące marzenia
w półśnie się spełniają




https://www.youtube.com/user/mrKKaminski




R., 19.01.2015

niedziela, 18 stycznia 2015

Niedawno pękło Haiti

A czas swoim nurtem płynie, dwunastego stycznia minęło pięć lat.




Zagrzmiała cisza wieczna,
rwana krzykiem wnętrza ziemi,
widzianej za wcześnie raz ostatni.
Rozrzuciły się ręce, pogubiły nogi,
oczy zastygły
w niepotrzebnym już cieple dnia.
Płacz urósł w chór dotąd niesłyszany.
Wypełzły na  szczelinami zryte ulice
- ludzkie potwory.
Głód wzniecił pożary bezwzględności.
Życie, albo kromka chleba!
Ocalałe dzieci skradzione, sprzedane,
wywiezione do piekieł nieznanych.

To - tam, daleko, w biednym kraju.
Tu - zima psoty czyni.
Siarczyste mrozy na pola gna
i między domy.
Będzie ślub. Dziecię się urodzi.
Naiwni zadają pytanie – jest praca?
Chory za długo szuka pomocy.
Bez wrażliwości, zastanowienia
zły przepis życiorys skraca.
Napad na skraju parku był w nocy.
Grają w Kosmosie dobry film.
Upadły firmy.
Zamarzł N.


Polecieli ratownicy.
Wśród ruin, niezebranych ciał,
padły strzały.
Żyją!
Chaos.
Bezradność.
W jądrze śmierci mord i gwałt.
Na tej samej ziemi - odmienne światy.
Tron bezduszności zajął Wielki Pan Głód.
Mocarz umorzył dług.
Odchodzi w zapomnienie
ogrom przerażenia, bólu, rozpaczy,
płaczu z bezsilności.
Za morzami skłębieni  martwi i żywi.
Czekają ranni.
Spokojnie zapada  noc.





R., styczeń 2010