środa, 12 lutego 2014

Przed podmianą






Wczoraj wszystko było inne.
Mroczniejsze w widzeniach,
spłukiwane w deszczu.

Teraz zmierzch spokojny…
po godzinach oddanych
przeznaczeniu
najcieplejszym promieniem
utraconego południa.

Brzeg przymarznięty
do fulgurytowej łzy
- zapierał siłę fali…
gdy stałeś
w dosychającym błękicie
pragnąc,
by ona znowu tak blisko,
jak tamta, gdy wzburzona
sięgała krtani.

Daleko, ponad hukiem,
jaźń zapisała
krzyk niemożliwy klucza,
bo przecież chłód
- dlatego tylko mewy
bieliły się w skrzącej kipieli.

Noc. Już nie ma żaru
w ostatnim papierosie.


Od rana – sam na obcym pokładzie.



R. 12.02.2014