niedziela, 31 maja 2015

Pozostawiani w polu




Mów cokolwiek,
nawet milcz, tylko bądź?
Bez przyszłości.
Zamroczone kąty, zaokienna noc
z czarnym kotem na blaszanym dachu.
Strofy bezmiernych oceanów rozlano z róż,
bzów, konwalii, koniczyn i stokrotek,
łopianów, zawilców - też.
Perze poza uniesieniami.
Wyrwać chcesz, coraz mocniej
palce wciskasz w ziemię
Nie wyciągniesz,
już dłoń nie sięga, zostają.
Szukanie głębiej rozdrażnia.
Zamęczyć się?
To szkodniki
i w polu wprowadzą swoje obyczaje.
Nie pozwolić! Rwać, wyciągać, trzebić!
Kilka dni, których nie masz
- mocniej wychylą się z ziemi, ukorzenią.

Słabsi od chwastów,
bez wysiłku  wydarci z – razem,
w zamroczonych kątach,
zaokiennej nocy.





L., 21.04.2008

sobota, 30 maja 2015

z kropli

 



krople deszczu
 praca  J.G.
ziemia wdzięczna
życiem pachnie
mokre barki
poryw
wraca znów
ciepłem spojrzeń
tęsknie
skronie głaszczę
mógłbym
jak z marzenia
gdybyś
przy mnie tuż




L., 27.04.2008

piątek, 29 maja 2015

Każda odejdzie





Tam gdzie była ona, lustra na pewno nie było.
W rodzinnym domu nigdy  nie zaglądała do pokoju, w którym wisiało.
Wszyscy mówili, że włosy jej piękne. Wierzyła, bo kiedy zaplatała, to grubość warkocza czuła w obu dłoniach.
Przedtem, kiedy była mała i nie potrafiła sama zebrać jasnych, prawie pachnących lnem kłosów, zakładała jeden na drugi, przekładała jej trzecim - babcia.
Ufała tylko jej. Wiedziała, że mama matki zrobi to tak, jak ona chce.
Czterdziestkę miała jakiś czas za sobą.
Zawsze była i będzie jedna w podwójnym łóżku.  Ta myśl oddawała ją snom.
Przylgnęła do losu. Rozumiała każdego mężczyznę, który zaczynał z nią rozmawiać z pierwszej strony twarzy i kiedy jego oczy zobaczyły tę drugą, natychmiast zakrywał je na dłużej powiekami.  Ta delikatność udawała mu się w ostatniej chwili. Najbardziej chciałby odwrócić od niej całą swoją  postać, albo chociaż głowę.
Nie miała lustra. Nie patrzyła w szkło wystaw, okien, drzwi.
Lubiła rzekę i jej brzeg.
W  toni jej twarz była gładka. Na kształtnej głowie błyszczała korona warkocza. Przez czas przeglądania się  -  zarośla ogłaszały  ją królową wód.
Czasem  późnym, bezludnym wieczorem,  gwałtownymi ruchami  puszczała luzem włosy. Zdzierała to, co zakładała wcześniej  tak, żeby ukryć jak najwięcej siebie...  skakała.
Woda widziała ją całą.
Tylko rzece pozwalała  dotykać poparzoną twarz i niechcianą połowę, ładnie ułożonego na  kościach, wciąż zgrabnego ciała. Spłoszona marzeniem, przeciągała palcami po gładzi drugiej siebie.
Kiedyś, później…
Lustro wisiało w jego pokoju.  Może stało? Nie wiedziała.
Pomagała mu. Radził sobie sam bez prawej dłoni, ale pozwalał jej. Kochał ją całą. Dotyk… był… jak dobrze, że to on, nikt przed…
Potem umarli, jak wszyscy przed nimi, którym czas się skończył.




L., 05.06.2008

czwartek, 28 maja 2015

po drobinę odwagi





niełatwo wyjść z oślepienia
wyostrzyć  źrenice

trudno w nie swoim
twarz  z kłamstwa
odmienić

proste i nieproste
wyczytanie szczerych nut
podanych fałszywym tonem

na przyjaznym trakcie
oddać się pokorze 





R., 17.05.2010