podnoszę kamyk pęknięty wpół
wyrzucony na plażę przez morze
nim łamię rytm sonetowi
w którym Poeta dziś
kipielą groźną niepokonaniem
staję na piasku przeciw
nie czując ranienia
otoczakiem
pośród gładzi rymów
złością kruszysz ocalałe klify
im daję moją słabość
jak piorun drobiny
wytapiam lej
na wyjście z otchłani
gniew oddając zapominaniu
podpływasz
dusza się suszy na dłoni
uchodźca niewoli
09.19