Nawet jeśli myślisz, że szlak, którym chodzisz dziesiątkami lat,
jest wciąż ten sam, to tylko nie spostrzegasz,
Pragniesz jego dobroci i piękna...
a to przecież jedna droga dla wielu wędrowców.
Każdy inaczej czuje to, co go na niej spotyka.
Idąc nie widzisz, że garść piasku
przesunęła się pod ciężarem nieznanej ci stopy,
obca ręka strąciła koszyczek kwiatu z przydrożnego krzaka.
Wróbel przeskoczył na poprzednią gałąź.
Myślisz… moje serce – to trakt.
Każdy chciałby przejść po nim w przekonaniu, że je zna.
Utrwala się nieprawda,
bo chociaż miało wielu wędrowców,
że aż o niektórych nawet już nie pamiętasz,
to żaden nie stąpał po nim tak samo.
Ciągle na warcie miłości w końcu słabnie.
Mówisz sobie – trzeba mieć mniej
wymagań, może wtedy…
„Wtedy” – nie zjawia się, albo
za szybko odchodzi.
Zostaje twoje serce. Do naprawienia.
W gorszej wersji nadziei – już nie.
Może nie wszystkich wpuszczać na drogę?
A może nie żałować nikomu uczucia,
które mimo, że w końcu spłonie,
gdy żywym ogniem się pali – bywa
gorące i piękne.
R., 20.02.2011
Słońce czasem rzuca blask
OdpowiedzUsuńNa ścianę codzienności
Wyświetla w promieniach
Drobniuteńkie lampeczki kurzu
Idą wędrowcy
Przez zamyślone ścieżynki
Potykają się
Zatrzymują na chwilę
A serce zostaje samotne
Koślawe, nie do naprawienia
Smutek ?
Pozostałość istnienia...
Pozdrawiam cieplutko
Jedni idą, inni upadają w drodze na której nikogo.
UsuńTak najczęściej kończy się sen o nadziei.
Rysio, dziękuję za pozdrowienia.