niedziela, 25 września 2016

Ptasie sprawy




Tego lata w gnieździe rozłożonym na dorodnym drzewie były cztery jaja. Z trzech wykluły się bocianki, czwarte leżało wciąż bez życia. Dniami, które mijały monotonnie, zarządzały różne stany pogody. Któregoś ranka można się było upewnić, że to są czarne bociany. Rosły, nabierały ciał i piór, a także wysokości - dwa z nich. Trzeci był niezmiennie mikry, nie miał siły dopchać się do strawy, a i karmiciele od początku często pomijali go, gdy też otwierał dziób. Duże były coraz większe, mały nie zawsze mógł unieść łebek, po jedzenie prawie nie sięgał.
Niebo bywało pogodne, gdy grzało leniwe słońce. W porze deszczu jedno z dorosłej pary bocianiej
własną piersią i skrzydłami chroniło trójkę młodych i jajo.
Czas załatwiał swoje interesy a przy okazji dokonał i tego, że bociani puszek zamieniał się w mocne pióra.. Ten sam czas sprawił, że w gnieździe zaczęły się porządki. Nadeszły chwile, kiedy mocne, wyrośnięte bocianki nie reagowały, gdy z gniazda wyleciało zbędne jajo. Udawały, że nie słyszą żałosnego krzyku najsłabszego brata. Zaczepił się na skraju gniazda, walczył, zawodził...
zdawało się, że nie będzie końca tej męki... a jednak kres przyszedł i ulga w cierpieniu. W gnieździe nastały: ład i cisza.

W różnych miejscach, przeważnie na kominach największych elektrociepłowni, a nawet na szczycie Pałacu Kultury wybudowano gniazda. W wielu osiadły sokoły, a w jednym pustułki.
Ludzie zaczęli podglądać gniazda; ileż było emocji gdy, chyba w Gdyni, pojawiły się pierwsze jaja. Na moment rozbicia skorupek były typy, czuwania... zdarzały się nieprzespane noce.
Później zaczęło się sokole życie. Rodzice przynosili do gniazd różne ptaki, przytrzymywali pazurami i rwali ciała na strzępy. Z niektórych zostawiali tylko obrączki. Wszystkie młode dzioby stawiane były do pionu, otwarte najszerzej jak to możliwe. Tu znowu czas wskazał na nieustępliwość prawa sokolej natury. Mocniejsze pisklaki przyduszały skrzydłami słabsze. W którymś z gniazd wyrośnięte zjadły śniadanie z małego nieboraka, w innym matka skarmiła.
Podglądanie sokołów stało się walką między tkliwością, gdy młode spały, wtulone tak, że nie można było doszukać się w tym widoku karczków i skrzydeł oraz główek, a uczestniczeniem w ich śniadaniach, obiadach, kolacjach... Poddanie się było najlepszym wyjściem, czyli nie zaglądać do gniazd. Ten manewr też nie dał świętego spokoju. Zostało pytanie: jak cię czuć przyrodo – jesteś stworzonym pięknem, czy wielkim żerowiskiem?
Witaj.
Nie ma bocianów, odleciały sokoły, przekwitły niezapominajki, niektóre róże poczują pierwsze mrozy. Zacznie się mówić o niezwykłości kolorów chryzantem, że październik ma jeszcze rozpieścić nas ciepłem. Znowu podział na zdrowych, chorych i niewiedzących jeszcze, że też... przysłonią rozłamy w których jednym dobrze i wygodnie, a innym nie do śmiechu.
W Gdyni jurorzy nie znaleźli głównych nagród dla filmu,  którego projekcję nie wszyscy chętni mogli zobaczyć i przeżyć, bo wielu zostało pod drzwiami. Tłum był za wielki, nie zmieścili się na sali. Teraz widzowie w kinach ogłoszą zwycięzcę.
Już spokój rozsiadł się na trawnikach, a do wagonika jadącego na Kamienną Górę można dostać się za pierwszym podejściem.
W nowym tygodniu morze ustawi się do sztormu...
Wiesz, monotonna jest powtarzalność Jej zaproszeń, jednak miej cierpliwość i zostań jeszcze na kawie. Kto wie, co odnajdziesz w nieoczekiwanej rozmowie.















R.

4 komentarze:

  1. Bo widzisz, teraz "trendy" jest kochać naszych "braci" zza wschodniej miedzy. Przeczytałem z wielkim mozołem kilka książek o Wołyniu i okolicach. Nie zdobyłbym się na wystawienie swoich nerwów na szwank i nie obejrzę tego filmu. Zbyt straszne dla mnie a nie mam skłonności do oglądania takich potwornych nieszczęść. Czy to strusia polityka? Możliwe. Ale gorąco polecam innym obejrzenie podobno rzetelnie zrobionego filmu. Uff, dosyć o tym.
    Poruszone przez Ciebie sprawy przyrody są może z naszego punktu widzenia okrutne ale prawdziwe. Tak modne utożsamianie się z naturą, jak najbardziej zgodne z jej prawami życie popiera wielu wrażliwych na piękno przyrody ludzi. Zapominamy, że całe populacje ludzi żyjących zgodnie z prawami natury wyginęły (np. amerykańscy Indianie czy australijscy Aborygeni). Skłaniam się ku teorii żywej Gai i nie wykluczam, że gdy tylko zechce - zrzuci ze swego karku nas, którzy na niej żyjemy niczym pasożyty. Niepokojące sygnały wysyła już Yellowstone.
    Napijmy się kawy, może uspokoi rozedrgane myśli, dołoży chęci do życia, natchnie nadzieją na dalsze trwanie w jako takiej kondycji fizycznej i psychicznej.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uczepię się tej kawy, jeszcze jest moment w dzisiejszym dniu, w którym możemy wziąć filiżanki i usiąść z nimi przy stoliku ustawionym na trawie. Miał być schowany przed kaprysami jesieni, a później zimy, ale jakoś tak został... już kilka razy dał się wykorzystać, bo południa są wciąż ciepłe, upiększone rozmowami ptaków, a niebo wciąż w niebieskościach.
      A filmu też nie obejrzę, bo od wielu miesięcy ratuję się komediami. Trzeba mi tego "śmiechowego" lekarstwa tak dużo, że wciąż jestem w potrzebie.
      Zaraz zajrzę sprawdzić, czy przed podróżą wstawiłeś coś u siebie, poczytałabym.
      LE, dziękuję za przyjrzenie się tekstowi, za namówienie mnie na kawę i za pamięć. Dodam, że bardzo. I pozdrawiam Cię słonecznie, wrześniowo... całą nostalgią początku jesieni.

      Usuń
    2. Nie, nie wstawiłem - ogarnęło mnie jesienne lenistwo i troszkę czasu zabierają przygotowania do wyjazdu.
      Dziękuję za kawę i ciepłe słowa.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    3. Wrażenia po powrocie pewnie sprawią, że dowiem się, czym zostałeś tam miło zaskoczony.
      Do tego czasu będę ćwiczyć trzymane na wodzy ciekawości i będę pobierała nauki, jak oswajać cierpliwość.
      Dziękuję za serdeczność, zostawiam jej nie mniej.

      Usuń