piątek, 5 kwietnia 2013

Gdy wali się jeden świat






Musisz słowom kaganiec założyć.
Umilknąć. Zapominanie zacząć.
Wrócić do  ścian domu 
lizanych chłodem nocy.
Ciepła nierozgrzanego
zakochanym spojrzeniem.
Głuszenia ciszy
masywniejszej od skały.
Pragnienia kroków na schodach,
chociaż późnym wieczorem, nocą.
Prośby snującej się,
zapłakanej  powtarzanymi łzami
- bądź, przyjdź bez wyjaśnień,
spowiedzi tego co skaleczyło, rozdarło.
Opętaniem słów szeptanej...
Wróć.
Jeszcze raz.
Do mnie.




2 komentarze:

  1. Przyniosłem południową kawę. Usiądź, nie musisz nic mówić. Wystarczy, że wypijemy spokojnie nawet bez Twoich ciasteczek.
    U mnie już przełom: zima odchodzi jeszcze strasząc nocnym mrozem.
    Kaganiec, powiadasz? Tak, jest ale nie da się go założyć snom. Śnić na jawie - to byłoby coś!
    W kamienicy mojego dzieciństwa najwiękkszy urok miały drewniane schody i poręcze. Nowy właściciel to wszystko wymienił na ohydne, murowane i wykładane glazurą schody ze standardowymi uchwytami. Koszmar... Och, marny ten kaganiec! Trudno.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wróciliśmy od doktorki. Uzdrowiła nas uśmiechem :)
    Bardzo Ci dziękuję za tę kawę.
    Wiesz, w miarę upływu czasu wzrasta ciekawość znaczenia snów. I to nie chodzi o przepowiednie, co się stanie. Tylko o to, skąd biorą się akurat takie. Albo... skąd są w nich ludzie, których nie znamy.
    już nic nie mówię, tylko popijam to co mi przyniosłeś.
    Drobnymi łykami. Powoli. Cicho, żeby nie spłoszyć myśli i delikatnego stąpania słabej jeszcze wiosny.
    Pozdrawiam, LE.

    OdpowiedzUsuń