wtorek, 28 listopada 2017

Bezkresy i ziarnko które trzyma skałę




Pewnego razu Krebs Cancer zaszedł Rybę od tyłu, choćby dla znieczulenia nie walnął mocno po skrzelach, tylko zaczął niczego nie podejrzewającą zjadać - myśląc, że to Moczarka. Od tego zdarzenia Ryba, żyjąca w nieuzasadnionej nieświadomości, przecenia całą swoją oślizłość broniącą przed atakiem z zewnątrz, ale i przed Ryby wieczną dociekliwością - czy rozumieją coś z tego Sitowia.
Witaj.
Znowu nie wie, czy to Jej potrzebne wykręcanie stóp na plaży, gdy lgnie do skraju wody, czy może jest tam bo chce jeszcze raz zakorkować butelki ze spisanym i niekoniecznie od razu rzucić jak najdalej na fale – żeby niosły nie tylko swoje szumne śpiewanie ale i Jej trwonione ”Teraz”, bo na potknięciach znowu się nie nauczyła.
Prześwit na horyzoncie sprzeciwiał się szarości rozlanej na sklepieniu. Nad klifem szare jeszcze mocniej przygniatało każdą, wydartą z takim trudem, radość stworzenia wszystkiego co na lądzie i morzu. I tym razem się Jej udało. Mogła tylko sama... po przemoczonym lekkim odpływem piasku, albo ponad powalonymi nieszczęściem końcówkami bezlistnych koron. Zapatrzona, zamyślona, do cna zagubiona w obecności czasu – wciąż chciała dalej. Do zwaliska głazów, bo może...
Fale nie były niespokojne. Chciały Ją tylko zapewnić, że czekały, nawet z lekka tęskniły i że wcale ich nie obchodzi, że Ona, foka z gdzieniegdzie poszarpanymi bokami, nie jest im niemiła.
Przystawała więc nie uskakując, gdy chciały delikatnie zbierać piasek z Jej butów. Podpływający szum odmładzał głowę, pchał jaźń w niepokonanie, wypełniał ciepłem aortę. Wszystko było zaczarowaniem rzeczywistego. Bliska i daleka pustka złamana oznaczeniami, że o wczesnym świcie rybak rozstawił sieci, składała przysięgi - że Ona kiedyś jeszcze przecież pod klif przyjść może.
Warkot samolotu patrolującego przestrzeń wyrwał Ją z zapatrzenia.
Musi, nie wie skąd się bierze ta konieczność, ale musi dojść do zwaliska głazów, bo między nimi wyjdzie na upragniony skrawek plaży z którego port będzie bliższy, a torpedownia mniej straszna.
Fale naniosły piasku między kamienie. Mogła przejść.
Zwycięstwo... jest tam, gdzie tyle lat nie zajrzała.
Fale w tym samym śpiewaniu. Chwilę od brzegu młody łabędź - samotny kołysze się na nich. To do niego szła? Nie odpływał, odwrócił łabędzią szyję. Patrzyli na siebie. Schował szyję w wodzie. Znowu patrzył, odwrócił się kuperkiem, pomachał nim. Zrozumiała, że to pożegnanie. Odpływał. Zaczęła wracać. Między głazami, myślami...
W klifie mały kamień podtrzymuje głaz. Co będzie, gdy piasek obsypie się spod małego? I która siła tej wspólnoty jest najważniejsza? Piasku, kamienia, głazu czy sztormowej fali, która w przeznaczeniu. Na krańcu zapamiętania kołyszą się kormorany.
Przeceniła wszystko, co w Niej jeszcze... Musiała stanąć, bo całość Jej dryfowała w niemocy.
Jeszcze daleko do innych kamieni. Leżał na nich kawałek styropianu, na którym mogłaby odpocząć.
Pierwszy raz, odkąd poderwał Ją Krebs Cancer, płakała w bezsile. Wystraszyła się. Szła słoność w sól bezmiaru przez zmęczenie, zawinięty wokół szyi szal, czubki butów.
Spokój fal wyciszył niepewność. Podpływały zapewniając, że da radę, teraz i później, gdy przyjdzie do nich jeszcze raz. Brały na swoje grzbiety nadmiar goryczy, przekazywały siostrom, one niosły gorzkie jak najdalej, w głębiny.
Rozgrzanymi dłońmi chwytała belki wzmacniające poręcze niewielkiego pomostu. Zziębnięte stopy przeprowadziły wszystko co w Niej – w...

Później zaparzyłam herbatę. Mieszaninę wszystkiego co było w zapomnianych puszkach.
Zaczęłam czytać wiersz, który już wczoraj rano przyjęłam do pamiętania, ale chciałam być z nim wieczorem, gdy za szybą zmierzch, a w pokoju łagodne światło rozprasza mieszkające w kątach cienie i nieodkryte pajęczyny. Niedospaną nocą będę zgadywać, czy Ona, tam...















2 komentarze:

  1. A ja myślę (a to ci samochwała ze mnie - myślę...), że ona sama nie wie, co jej teraz jest potrzebne, co przyniesie ukojenie, uspokoi zszarpane nerwy, wyciszy i oddali pojawiający się niezapraszany strach. I kolejna myśl: łabędź nie na pożegnanie pomachał kuperkiem. Chciał, aby Ona jego wzorem od czasu do czasu zanurzyła głowę w wodzie...Chłód ma zbawczy wpływ na niechciane myśli, wyniosą się, gdzie pieprz rośnie a rośnie w cieple...
    Warkot samolotu czy czerwonej motorówki - to ostrzeżenie, informacja, że gdzieś tam, ktoś inny potrzebuje pomocy. A życie toczy się dalej.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To życie poza nami... trzy słowa, a z życia opasłe tomy wzięte
      do powiedzenia "A życie toczy się dalej."
      Toczy się, biegnie, niekiedy upada... można podnieść się z kolan, tylko żeby w końcu było "po naszemu", prawda?

      Pozdrowienia, pogodnego dnia, LE :)

      Usuń